Przemysław Kaźmierczak: Chcę w FC Porto walczyć o swoje!

Nie chce być kolejnym polskim pseudo piłkarzem, który wraca z zagranicznych wojaży z podkulonym ogonem i płacze w rękaw gazetom. Woli podnieść rzuconą rękawicę. – Naprawdę wierzę, że dam sobie radę zagranicą, dlatego nie spieszy mi się z powrotem do Polski – mówi nam Przemysław Kaźmierczak, zawodnik FC Porto, świeżo po średnio udanym angielskim eksperymencie.
Wysoki, silny, potrafiący kropnąć z dystansu defensywny pomocnik. W Anglii rarytas, którego włodarze największych klubów powinni wyrywać sobie z rąk, a w skrajnej sytuacji - nawet z gardeł. W zderzeniu z rzeczywistością ten scenariusz wygląda jakby skromniej. Kaźmierczak, 9-krotny reprezentant Polski, nie trafił ani do Chelsea Londyn, ani Manchester United, lecz do Derby County. Zamiast Premiership, swoje bramy otworzyła przed nim The Championship. Reszta się zgadzała...
- Zawsze chciałem spróbować w Anglii – mówi specjalnie dla naszego portalu ten 27-letni zawodnik, w roku 2001 mistrz Europy juniorów. - Wylądowałem w Derby. Nie przepracowałem z tą drużyną okresu przygotowawczego, bo przyszedłem dopiero na dwa czy trzy tygodnie przed startem poprzedniego sezonu. Musiałem to nadrabiać w trakcie rozgrywek. W październiku i listopadzie czułem się już dobrze, byłem naprawdę zbudowany swoją formą.
Zaaklimatyzowałem się. Menedżer Paul Jewell też był ze mnie zadowolony. Mogłem grać minutę, 45 albo 90, ale najważniejsze, że regularnie grałem. Myślę, że gdyby Jewell został, to chciałby mnie wykupić z Porto.
Dobry nastrój prysł niczym bańka mydlana. Po odejściu Jewella w styczniu tego roku, schedę w klubie przejął Nigel Clough, syn legendarnego Briana Clougha. Na fali tej zmiany Kaźmierczak... odpłynął. Stracił miejsce w składzie, a parokrotnie nawet miejsce na ławce rezerwowych. Zastąpił go słynny Robbie Savage. Walijczyk, z którego dworuje sobie, ile wyobraźnia pozwoli, cała piłkarska Anglia, sprawił, że akurat na twarzy Polaka uśmiech stał się zjawiskiem niechcianym.
– Nowy menedżer nie widział mnie w swojej koncepcji. Co mogłem zrobić? Trenować, trenować i jeszcze raz trenować, żeby nie tracić czasu. I robiłem to – mówi wychowanek Łódzkiego Klubu Sportowego, by za chwilę dodać, że przez sześć miesięcy wspólnej pracy z Cloughem, rozmawiali ze sobą... trzy razy. – Niezbyt dużo, prawda? Równie dziwne było to, że u schyłku sezonu nasz szkoleniowiec... zaczął na mnie stawiać.
Przygodę z „Baranami” nasz bohater zamknął 27 występami i dwoma golami. Grał zatem więcej niż Marek Saganowski w Southampton czy Grzegorz Rasiak w Watford. Teraz „Kaza” czeka powrót do FC Porto, ćwierćfinalisty Ligi Mistrzów z ostatniego sezonu, który to klub wykupił go dwa lata temu z Pogoni Szczecin. Co tam czeka Przemysława Kaźmierczaka?
- Zobaczymy. Wiadomo, że chciałbym walczyć o miejsce w Porto, bo to czołowy klub Europy. Tam każdy mecz był dla mnie jak egzamin. Nie było tej swobody, jaką daje rozegranie 5-6 meczów z rzędu. Wystarczy jeden słabszy występ i nie ma cię w składzie na miesiąc, dwa albo i trzy... Z działaczami dyskutowałem ostatnio tylko za pośrednictwem telefonu, ale na pewno po przyjeździe do Portugalii omówimy sprawy mojej przyszłości – kończy pomocnik pragnący wrócić do wielkiego futbolu.
futbolnet.pl
Autor: assurbanipal, 2009-07-04 19:20:41
Musisz być zalogowany, aby dodawać komentarze.